piątek, 6 stycznia 2012

Antykoncepcja po Maminemu...


     Ciszę jaka panowała w mieszkaniu przerwało energiczne wtargnięcie Mamy.
     Z pełnym rozmachem otworzyła drzwi mojego pokoju, i głosem jak na Nią podniesionym, zakomunikowała:   
     - Iwonka jest w ciąży !!
     Wyrwana z letargu popatrzyłam na Nią mało rozgarniętym wzrokiem…
     - Tak ??
     - No mówię Ci przecież, w ciąży jest !! – Mama stała w drzwiach z miną „oburzonej matrony”, a że widocznie owa nowina strasznie jej na duszy leżała, więc nawet butów nie zdjęła.
     - Widocznie przyszedł na Nią czas…- odpowiedziałam filozoficznie i zamierzałam wrócić do przerwanej lektury.
     - Jaki czas !! Ona nie ma jeszcze szesnastu lat !! – Mama aż pozieleniała na twarzy.
     Orzesz…chyba Iwonki mi się pomyliły.
     - Mamo…- zaczęłam dyplomatycznie – uspokój się i zacznij może jeszcze raz, tak bardziej czytelnie, o kim Ty mówisz ?? – próbowałam złapać równowagę myślową.
     - No jak o kim ?? O Iwonce !! Tej co mieszka koło Babci !! W ciąży jest !! – Mama wypluła informacje jednym ciągiem…
     - Przecież Ona w tym roku skończyła podstawówkę… - jakoś nie mogłam przyswoić informacji.
     - I więcej nie skończy…jest w ciąży – w skutek wyplucia z siebie takiej dawki emocji Mama przysiadła na brzeżku kanapy.
     - Nie denerwuj się tak…przecież to nie Twój problem…- starałam się uspokoić mamine nerwy…
     - Nooo…niby nie, ale przecież to straszne…tak sobie życie zmarnować…i Aśka babcią zostanie…- to już było mówione dużo spokojniej, ale jakoś tak Mama unikała mojego wzroku…
     - Pani Asia młodo wygląda jak na babcię…- podzieliłam wątpliwości mojej Mamy.
     - Nooo…ma dopiero trzydzieści dwa lata, jak dobrze liczę…- Mama prawie wyszeptała...
     Siedziałam wpatrzona w Mamę i analizowałam usłyszaną nowinę…Skoro Aśka ma trzydzieści dwa…a Iwonka szesnaście…
     - Mamo…
     - Idę się przebrać – Mama przerwała moją wypowiedź.
     Szarpana wątpliwościami, tym razem ja nie odpuściłam…podreptałam za Mamą do przedpokoju.
     - Skoro Aśka ma trzydzieści dwa lata to urodziła Iwonkę mając szesnaście ?? – z matmy zawsze byłam dobra.
     - Po pierwsze nie Aśka tylko Pani Asia, a po drugie…czasem tak bywa…- Mama jakoś straciła chęć do dyskusji.
     - To Iwonka genetycznie tak ma…- czasem jak coś palnę…
     - Ja Ci zaraz zrobię genetycznie !! To, że się matce przytrafiło to ona też miała sobie życie zmarnować ?? Co Aśkę dobrego w życiu spotkało ?? Szkoły żadnej nie ma !! Męża nie ma !! Biedę klepała całe życie, żeby tylko Iwonce lepiej było… – oburzenie mojej Mamy osiągało zenit.
     Dyskusja w takim stadium groziła śmiercią, bądź kalectwem…
     Wykonałam strategiczny odwrót do swojego pokoju i postanowiłam powrócić do przerwanej lektury. 
Jakoś nie mogłam ogarnąć co tak bardzo zdenerwowało moją Rodzicielkę…Macierzyństwo Iwonki, czy babciowanie Aśki… 
     Głowa nabita nowinami jakoś nie bardzo miała ochotę wrócić do przerwanej lektury…
     Wyobraźnia z kopyta ruszyła…
     Przed oczami jawił mi się obraz drobniutkiej, niewysokiej szatynki z ogromnym brzuchem, toczącej się z trudem zatłoczonymi ulicami naszego miasta i pełne pogardy spojrzenia na „małolatę z brzuchem”…obok niej kroczyła, niewiele wyższa młoda kobieta z figlarnym spojrzeniem i jak zawsze „roztrzepaną” fryzurką…
     Z zamyślenia wyrwał mnie komunikat Mamy:
     - Obiad !!
     Kiedy siadałam do stołu Mama nie wytrzymała i nowinę o ciąży Iwonki przekazała Ojcu.
     - Człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi…- rzucił Ojciec z nosem prawie zanurzonym w talerz z zupą.
     Nieopatrznie parsknęłam śmiechem…
     Mama nie znalazłszy w nas zrozumienia wstała od stołu bez słowa i wyszła do kuchni. 
Tata puścił do mnie perskie oko…
     Zrozumiałam…
     Kiedy wchodziłam do kuchni Mama siedziała na taborecie wpatrzona w okno…
     - Mamo…- nie bardzo wiedziałam jak ubrać w słowa to co chciałam powiedzieć.
     - Mamo…- spojrzała na mnie swoimi szarymi oczami – nie martw się Mamo, nie zamierzam zachodzić w ciążę…a poza tym nie mam szesnaście lat i niedługo kończę szkołę…nie martw się…
     Z szarych oczu potoczyły się łzy…jedna za drugą...Jak kamyki leżące na maminym sercu…
     Przytuliłam Ją i wyszeptałam:
     - Nie martw się…
     W drzwiach kuchni pojawiła się głowa Taty.
     - A drugie danie dzisiaj będzie ?? – przyziemne pytanie Ojca wyrwało Mamę z rozpaczliwego amoku.
     - Zupa Ci stygnie…- rzuciła już normalnym tonem, wytarła nos i zaczęła odcedzać ziemniaki...

2 komentarze:

  1. No i w ten sposób zostałaś Gordyjko uświadomiona...
    Przypomniało mi się jak moja znajoma z pracy uświadamiała swojego nastoletniego syna:
    "Jak tobie już ta laska staje, to ty dzieci możesz mieć" - koniec uświadamiania:)
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze mówiąc Krzysiaczku, to jakbym czekała na uświadomienie przez Rodziców, to jeszcze bym rozważałam złożoność teorii na motylkach ;o)

    OdpowiedzUsuń