sobota, 31 sierpnia 2024

Mysza gigant...

     Dni spędzaliśmy pracowicie, upał dawał się we znaki...O dwudziestej już grzecznie leżeliśmy w łóżeczku...A chwilę później...

     Wentylatory cichutko szemrały...Lucki pomrukiwał w budzie przez sen...Pan N. posapywał równomiernie...Gordyjka buszowała po YT i pałaszowała przekąski...;o)

Nagle...

     Pan N. zrywa się energicznie i jak nie walnie z całej siły pięścią w ścianę !! Aż na Orzeszku dach "podskoczył"...;o)

O masz...

Ki czort ??

     Gordyjka wyciągnęła słuchawkę z ucha i z zainteresowaniem odwróciła się do Ślubnego...

     - Słyszałaś ?? - zapytał Pan N.

     - Co ?? - dopytywałam, bo słuchawka eliminuje pewne dźwięki, ale nie wszystkie...

     - Słuchaj !! - proponuje Ślubny...

Słucham...

Słucham...

Słucham...

I nic...

Tylko wentylatory szurają delikatnie...

     Lucki z zainteresowaniem przygląda się ze swojej budy, co kombinujemy...

     - Chyba mysz !! Ale ucichła...- wyjaśnia mi Pan N.

Po chwili zajmujemy pozycje strategiczne (do spania)...

A Gordyjka uchachana niemiłosiernie, dziękuje losowi, że w Orzeszku panują egipskie ciemności i nie widać jej rozbawienia...;o)

Ale łakomstwo zwycięża...

     Sięgam do sporej stertki przekąsek i za moment wracam do pałaszowania precelków...

     - To Ty !! - z oburzeniem wykrzykuje Pan N.

A ja wybucham hamowanym do tej pory śmiechem...;o)))

     Cudnie chrupią te precelki !!

Tak, po mysiemu...;o)

poniedziałek, 26 sierpnia 2024

Asertywność kurczy się od wilgoci...

     Lipiec rozpoczął się pracowicie...

     Pan N. ruszył do pracy z hasłem "uzdatniania Stodoły"...Gordyjka kosiła, plewiła i zbierała...A na weekend zjeżdżaliśmy do Zaścianka, żeby "zebrane" w słoiki powsadzać, prowiant uzupełnić i sprawdzić, czy cywilizacja nadal istnieje...;o)

     Taki cudny stan trwał aż do dnia, kiedy urlop Ślubnego się skończył, a Misiowa Mama przysłała SMS-a, że zakończyli europejskie wojaże i bezpiecznie wrócili do domu...Koniec wakacji w połowie lipca ??

A gdzież tam !!

     Telefoniczna rozmowa z Misiową Mamą nie pozostawiała złudzeń...Wrócili z tych wojaży niemiłosiernie zmęczeni...Dwa tygodnie, trójka Dzieciaków i miejscówka na "placu zabaw"...Trzeba mieć oczy muchy i refleks kameleona...;o)

     Babcia przedyskutowała sprawę z Dziadkiem...Upewniła się, że da radę przetrwać wnuczy maraton...Przeanalizowała kalendarz...Rozpisała harmonogram...

I Dziadkowie ruszyli do Misiowego Domku po Pierwszy Skarb...;o)

     Po setce odpowiedzi na pytania Princeski :"Dlaczego Księciunio ??"...I gotowości Tygryska na wojaże (!!)...Ruszyliśmy do Zaścianka...Bardzo szybko, żeby nie utonąć w pożegnalnych łzach...;o)

     Dlaczego Księciunio ??

Bo Princeska i Tygrysek gościli już u Dziadków, kiedy Księciunio przygotowywał się do Komunii...;o)

     Radość najstarszego Wnuka była ogromna !! Jak On się pięknie cieszył !! A my z Nim...;o)

     Kolejnego dnia, raniutko, ruszyliśmy na Wrzosowisko...

     Nowa trasa ("bocianim szlakiem") bardzo przypadła Księciuniowi do gustu...Szczególnie, że bociany nie zawiodły...

Naliczyliśmy dwadzieścia cztery...;o)

     A potem Wrzosowisko i Stodoła...Mina Księciunia ?? Bezcenna !!

     Jak On oglądał !! Oceniał !! Dyskutował !! (Sam ze sobą, bo nas do słowa nie dopuszczał)...Zanim rozpakowaliśmy "Icka" obiegł całe Wrzosowisko...

     - Masę pracy nas czeka...- skwitował swoje obserwacje, a my tylko uśmiechnęliśmy się do siebie...

Nic się nie zmienił przez te siedem lat przyjazdów na "hektary"...;o)

     Babcia musiała szybko naszykować "ciuszki wrzosowiskowe" i już Księciunio działał...


Konserwacja to podstawa !! ;o)

     Do obiadu ściana była pomalowana, a panujący upał wykluczył kontynuowanie pracy...

No to Księciunio ruszył pomagać Babci...

     Zebraliśmy aronię, mirabelki i węgierki (bardzo dziwne zestawienie dojrzewania)...Pomagał przy kolacji...I ciągle słyszał:

     - Siądź i odpocznij...

Energia Go rozsadzała...;o)

     No to Dziadkowie na drugi dzień wywieźli Go na Gacki (te co "rządzą" według Princeski)...;o)

Innego sposobu na "spacyfikowanie" Młodego nie było...;o)





Byliśmy oczywiście pod "nadzorem"...


     I przyznam się bez bicia...Były chwile, że zazdrościłam "sierciuchowi" tej maty chłodzącej...Trzydzieści stopni (z haczykiem), to nie jest temperatura, którą Gordyjki lubią najbardziej...;o)
     Kolejne dni były spokojniejsze...
Pan N. rozpoczął "nocki"...
Dziadziuś do południa odsypiał...Księciunio z Babcią i Luckim buszowali po lesie...Potem "ogarnialiśmy" zakupy...Ale to też się Księciuniowi podobało...;o)
     Popołudniowe wypady były OK...;o)
A my przekonaliśmy się, że nasz Wnuk bardzo wyrósł...Nie tylko z ciuchów i butów...;o)
Bardziej podobała mu się tężnia solankowa, niż plac zabaw...Hmmm...


     Czyżby ten czas biegł za szybko ??
     Potem jeszcze odrobina Wrzosowiska i powrót do Misiowego Domku...
Pierwszy powrót bez złych emocji i rozżalenia...Księciunio dojrzał !!
Dziadkowie tym razem odrobinę się "cykorzyli"...;o)
Ale było szybko i znośnie...;o)
     Princeska powitała nas radośnie, bo wiedziała, że jest "następna w kolejce", a w terminarzu było to zapisane dużymi literkami...;o)
     Tygrysek rzucił co prawda dwukrotnie: A ja ?? Ale widok starszego Brata niewątpliwie był ciekawszy...;o)
     I "śmig mig" żeśmy zwiali...;o)
     Dopiero telefonicznie wyjaśniłam Synowej, że Dziadkowie robią się mało odporni na wnucze łzy, a nasza asertywność kurczy się od tej wilgoci...

środa, 21 sierpnia 2024

Czerwcowe "potknięcie"...

     Sądząc po dacie, lipiec nie tylko, że ma poślizg, lipiec uprawia jazdę figurową na lodzi i nie zamierza zejść z tafli...Tak mi się porobiło...

     Żeby jednak z sensem wyjść z opresji czasowej, muszę się wrócić do...Czerwca !! ;o)

     Mówią, że człowiek się nie starzeje, jeśli ma marzenia...

To było nasze marzenie:

Stodoła !! ;o)

     Po przejrzeniu setek projektów, tylko ten spełniał wszystkie nasze warunki...;o)

     Pan N. z wielkim zaangażowaniem zabrał się za przygotowania (dlatego był taki zajęty na Wrzosowisku)...I z każdym workiem zaprawy zbliżaliśmy się do realizacji...

     Najpierw powstał basen dla ptaków...

     Nawet sobie nie wyobrażacie, jakim powodzeniem cieszyła się ta miejscówka !!

Po każdym deszczu ptasie towarzystwo zlatywało się z całej okolicy, i szczerze mówiąc, rwetes powstawał jak na miejskim kąpielisku...Nie przeszkadzało im nasze krzątanie się po zagonach, a nawet Lucky maszerujący po obrzeżach...Zabawa ponad wszystko !!

A że czerwiec w upały był łaskawy i basen często wysychał, więc Pan N. dolewał im wody konewką, żebyśmy się mieli z czego "chichrać" siedząc na leżaczkach przy kawie...;o)

     Nadszedł jednak dzień, w którym "kąpielisko" zyskało dach !!


     Przyjechał trzech "Brysi" i migusiem (w cztery godziny) zmontowali naszą Stodołę !! 

Echhh...Młodość...;o)

     Siedzieliśmy sobie na ławeczce, piliśmy kawę i patrzeliśmy...Patrzeliśmy...Patrzeliśmy...I nasze serducha się radowały...

Są jeszcze Młodzi Ludzie, którzy znają się na swojej robocie !!

Żadni "Milenialsi", żadne "Zetki" !!

Robota się im w rękach "paliła" !!

     Deklarację tych "czterech godzin" rzuconą Panu N. przez telefon, przyjęliśmy jako chwyt marketingowy...Ot, nie chcą zniechęcać klienta...

     Przecież dwóch Facetów stawiało Orzeszka od rana do wieczora (podobną techniką) i ledwie się przed zmrokiem wyrobili !! ;o)

     Stodoła dwa razy większa, trzech Facetów w podobnym wieku, cztery godziny ?? Bajanie !!

A tu masz babo placek...

Śmig mig...

Stoi !!


     Jeszcześmy się dobrze na tej ławeczce nie rozsiedli, a już Ekipa "zabawki" zbierała, Szefuncio zdjęcia realizacji robił...I tyle Ich widzieli !! ;o)

Pełen szok !!

     Do wieczora żeśmy się nie mogli pozbierać...;o)

Nie tylko my...

     Lucki z wielkim zaangażowaniem szukał "swojego murka"...

     Ptaszory obsiadły nam dach i domagały się zadość uczynienia po stracie basenu...

     Marzenie spełnione !! :o)

A ja mogę przejść do lipca...;o)